Dzień po spotkaniu Tifosi z Rekordem Bielsko-Biała rozmawialiśmy z zawodnikiem lublinian, Krystianem Okoniewskim. Jakie plany ma zespół na najbliższą przyszłość po udanych występach w Pucharze Polski? Co gracz drużyny z Koziego Grodu miał nam do powiedzenia po rywalizacji z mistrzem Polski? Co łączy świeżo upieczonego mistrza Europy w futsalu Portugalczyka Ricardinho z grą prezentowaną przez Tifosi? Odpowiedź na te i inne pytania znajdziecie w naszym wywiadzie. Zachęcamy do lektury!
Michał Wójcik – LUBSPORT.PL: Jak oceni Pan wczorajsze spotkanie? Kiedy rozmawiałem z trenerem Andrzejem Szłapą, rozpoczął on ocenę meczu właśnie od podkreślenia Waszej klasy.
Krystian Okoniewski (obrońca Tifosi Lublin): Postawiliśmy rywalom wysoko poprzeczkę. Przygotowywaliśmy się do tego spotkania po meczu z Nowinami. Po losowaniu wiedzieliśmy, że gramy z aktualnym mistrzem Polski i że realia są takie, że ten zespół na krajowym rynku nie ma sobie równych. Oczywiście w europejskich pucharach przeciwnicy też wygrywali mecz za meczem. Teraz mają trzech reprezentantów kraju (Michał Kałuża, Michał Kubik i Artur Popławski – przyp. red.), którzy byli wiodącymi postaciami na zakończonych wczoraj Mistrzostwach Europy w Słowenii. Zdawaliśmy sobie sprawę z kim będziemy walczyć na boisku i dlatego w pewien sposób przygotowywaliśmy się do tego meczu fizycznie, a także rozmawialiśmy sobie o przeciwniku. Ogólnie staraliśmy się zaprezentować jak najlepiej. Przegraliśmy mecz 4:8, natomiast wydaje nam się, że nie przynieśliśmy hańby lubelskiemu futsalowi. Uważamy to spotkanie za mega promocję futsalu w Lublinie czy nawet w województwie lubelskim. Ku naszemu miłemu zaskoczeniu bardzo duża ilość osób pojawiła się w hali. Rzadko zdarza się w futsalu, żeby tyle osób przyszło oglądać takie zawody.
Można powiedzieć, że sprawdziły się Pańskie przewidywania. Kiedy rozmawialiśmy ostatnim razem, wspominał Pan, że hala będzie pękała w szwach. Najwyraźniej ta zapowiedź znalazła potwierdzenie w rzeczywistości.
Tak, tak to wyszło. Chcieliśmy skorzystać z jakiejś innej hali, ale w Lublinie tylko trzy obiekty mają certyfikat na granie futsalu. Są to hale Uniwersytetu Przyrodniczego, Politechniki Lubelskiej oraz hala na Globusie. Niestety tamte obiekty (UP i Globus – przyp. red.) miały już tak wypełniony grafik w ten weekend, że tylko i wyłącznie hala Politechniki była wolna. Choć nie ukrywamy, że na obiekcie Politechniki bardzo dobrze się czujemy. To węższe boisko niż dwa pozostałe, co przez pryzmat naszego wieku – bo zwykle mamy te parę lat więcej od rywali – jest dla nas lepsze, bo łatwiej jest nam grać i poruszać się na mniejszym boisku.
Nie wiem, czy Pan wie, ale historia zatoczyła koło. Niemal dokładnie rok temu (8 lutego 2017 roku) AZS UMCS również zakończył mecz z mistrzem Polski wynikiem 4:8.
Wiem, wiem.
O właśnie, więc pod kątem tej powtórki z rozrywki, tak jak Pan wspomniał, trudno mówić o tym, że przynieśliście wstyd, wprost przeciwnie. Wiadomo, że Rekord zagra w następnej rundzie z GSF Gliwice. Wiem, że ciężko bawić się w takie przewidywania, ale czy biorąc pod uwagę całokształt Waszych występów w Pucharze Polski, ma Pan wrażenie, że Gliwice byłyby w Waszym zasięgu?
Skomentuję to w ten sposób, że dwóch sędziów wczorajszego pojedynku, którzy sędziują Futsal Ekstraklasę, po meczu powiedziało, że każda inna drużyna z Ekstraklasy poza Rekordem, która by wczoraj rozgrywała z nami mecz, nie wygrałaby tego spotkania. Nie są to więc słowa moje czy kolegów, tylko słowa dwóch sędziów, którzy po meczu po prostu powiedzieli, że zaprezentowaliśmy się bardzo dobrze.
Cztery gole, które strzeliliście rywalom, to też ze statystycznego punktu widzenia nie jest częsta sytuacja w przypadku Rekordu. Na krajowym podwórku mistrz kraju rzadko tracił tyle bramek. Zapytam więc z technicznego punktu widzenia o autorów tego sukcesu. Jakim składem wyjściowym zagraliście?
Mecz zaczęliśmy składem: Paweł Michalski w bramce, w obronie Dawid Ptaszyński i Krystian Okoniewski i w ataku Andrzej Gutek oraz Mariusz Adamczyk. Już w szatni mieliśmy ustalone, w jakim składzie wychodzimy, jakie robimy zmiany w obronie czy w ataku. Mimo że nie mamy takiej funkcji w zespole jak trener, który by to wszystko ustawiał, ustalamy sobie to wszystko razem. Nie ma pojedynczej osoby, która za to odpowiada, więc decydujemy wspólnie, każdy ma coś do powiedzenia. Było nam bardzo szkoda, że zabrakło Sebastiana Orzędowskiego, który miał zapalenie płuc. Uważam to za bardzo duże osłabienie. Idąc dalej, myślę, że nie byłoby sytuacji, że on by przesądził o wyniku meczu i że ten wynik by odwrócił, natomiast byłaby sytuacja, że przy jego obecności wyglądałoby to dużo lepiej. Byłby kolejnym graczem, który wchodziłby z ławki rezerwowych. Drużyna przeciwna przyjechała z trochę mniejszą ilością zawodników, niż my mieliśmy do dyspozycji, ale za to z dużo większym ograniem futsalowym. Było akurat dwóch reprezentantów Polski, którzy jeszcze niedawno grali w mistrzostwach Europy i tak jak wspomniałem – moim zdaniem byli wiodącymi postaciami kadry. Wyróżniali się zarówno Popławski, jak i Kubik, który dziewięć sekund przed końcem meczu strzelił gola Rosji.
Dokładnie i zapewnił nam remis 1:1. Zapytam jeszcze o tę niecodzienną sytuację boiskową z meczu z Rekordem, czyli o gola golkipera rywali. Jak do tego doszło?
Sytuacja niecodzienna, ale możemy mieć pretensje tylko sami do siebie. Bramkarz nie tyle strzelał, co tylko kopnął piłkę do przodu i w tej chwili wszyscy nasi zawodnicy łącznie ze mną stanęli i patrzyli, kiedy piłka dotknie dachu czy któregoś ze zbrojeń. Wtedy my mielibyśmy rzut z autu. Natomiast piłka przeleciała przez wszystkie szczebelki, niczego nie dotknęła i wpadła do bramki. Wydaje mi się, że na sto takich strzałów dziewięćdziesiąt dziewięć dotknęłoby dachu czy jakiejkolwiek konstrukcji, a jeden by wpadł. I to był właśnie ten jeden strzał, gdzie piłka idealnie wszystko przeleciała i wylądowała w siatce.
Niefortunnie dla Was, a szczęśliwie dla rywali…
Niefortunnie, natomiast patrząc przez pryzmat tego, że my gramy z bramkarzem lotnym, trzeba powiedzieć, że takie bramki też się zdarzają. Nasz golkiper nie stoi typowo dla futsalu w bramce i broni, tylko cały czas jest w grze, jest ciągle na połowie przeciwnika. Przepisy są takie, że dopiero na połowie rywala może rozgrywać piłkę więcej niż dwa razy. Stąd nasza bramka była pusta, więc ich zawodnik oddał taki strzał do przodu i wpadło.
Do podobnych sytuacji dochodzi czasem w piłce ręcznej.
Zgadza się.
Przypomnijmy, że przed meczem z Rekordem zagraliście sparing z AZS UMCS. Jak wyglądało tamto spotkanie?
Zagraliśmy z Dzikami sparing w hali przy Alejach Zygmuntowskich. Mogliśmy przetrenować pojedyncze zagrania i porozmawiać w trakcie tego meczu. Kiedy jedni zawodnicy grali, drudzy dyskutowali o tym, co możemy poprawić. Podczas tego spotkania bardzo fajnie popracowaliśmy pod kątem fizycznym. Mieliśmy tam półtorej godziny ciągłej gry. Myślę więc, że był to bardzo pożyteczny sparing, taka wewnętrzna lubelska gra. Fajnie, że to nam wyszło. Dziękujemy Dzikom, że w jakiś sposób pomogły nam przygotować się do rywalizacji z Rekordem. Miło było też zobaczyć wczoraj parę osób z ich składu na naszym meczu.
Jakie plany macie na tę najbliższą przyszłość?
Zostały nam do rozegrania dwa mecze w ekstraklasie w LAKP-ie (Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich; chodzi o mecze z drużynami Moore i UMWL Szkoltex Centrum Usług Bhp i Kadr – przyp. red.). Wydaje mi się, że na tym zakończymy ten sezon halowy. Dodam, że zagramy także w turnieju charytatywnym rozgrywanym co roku w Świdniku. Na aukcję charytatywną damy naszą koszulkę z autografami wszystkich zawodników oraz koszulkę Rekordu z podpisami wszystkich chłopaków z Bielska-Białej. Zostawili nam oni taki prezent. Będzie to bardzo fajna rzecz na tę aukcję. Natomiast po meczu z Nowinami zaczęliśmy dostawać zaproszenia na różne turnieje futsalowe czy to w Warszawie, czy w województwie lubelskim. Myślę, że na tę chwilę nie skorzystamy z tych zaproszeń, dlatego że większość naszych zawodników to są osoby pracujące zawodowo od rana do wieczora, zajmujące się różnymi sprawami i mające rodziny. Wiadomo, że rodzina i te obowiązki są po prostu ważniejsze. Nie ukrywamy, że za rok oprócz występów w LAKP-ie będziemy chcieli wystartować w Pucharze Polski. Moim zdaniem, nasza gra w spotkaniach z Nowinami i z Rekordem sprawi, że do turnieju wewnętrznego w województwie lubelskim zgłosi się bardzo dużo drużyn. Wiele z nich być może wcześniej nie wiedziało, że można wygrać na szczeblu lubelskim i zagrać potem na szczeblu centralnym Pucharu Polski z drużynami z I ligi i Ekstraklasy.
Czyli wracamy do tematu promocji futsalu. Myślę, że po występach pucharowych możecie sobie przypisać spore zasługi w tym temacie. Dopytam jednak o najbliższy turniej charytatywny. Czy wiadomo Panu, w jakim terminie się on odbędzie?
W marcu, choć nie pamiętam dokładnie w który weekend tego miesiąca. W każdym razie wcześniej skończymy ligę w LAKP-ie i później zagramy w tym turnieju. Z tego, co rozmawialiśmy z chłopakami, mogę powiedzieć, że te zawody będą miały ciekawą obsadę – sporo fajnych zespołów z fajnymi zawodnikami.
Jak ocenia Pan wczorajszy finał rozgrywanych w Słowenii Mistrzostw Europy (Portugalia ograła Hiszpanię 3:2)?
Oglądaliśmy ten finał wspólnie z chłopakami przy kolacji. Natomiast nie będę ukrywał, że byliśmy bardziej skupieni na emocjach po naszym pojedynku (śmiech). Dlatego oglądaliśmy to spotkanie nieco z boku, niby patrzyliśmy w telewizor, ale można powiedzieć, że dalej graliśmy swój mecz w głowach i analizowaliśmy to, co się działo u nas na boisku.
Jasne. Trener Rekordu również wspominał mi wczoraj, że ogląda finał, ale sprawiał wrażenie człowieka, który wciąż pozostaje myślami przy meczu z Tifosi. Najwyraźniej rzeczywiście wysoko postawiliście im poprzeczkę, skoro myślał o Was, będąc już w klubowym autobusie, podczas podróży powrotnej (śmiech)…
… (śmiech) na pewno tak było. Co do samego finału, szkoda mi tylko Ricardinho, bo doznał kontuzji. Zobaczymy, jakie będą diagnozy, oby były dla niego dobre. Uważam go za najlepszego futsalistę w Europie. Jest to osoba, która kreuje futsal na wysokim poziomie i daje kibicom przyjemność z grania w piłkę. Odnośnie tej przyjemności dodam, że podczas wczorajszego meczu dawało się wyczuć, że my graliśmy właśnie z taką przyjemnością. Natomiast nasi przeciwnicy cały czas porozumiewali się słowami do schematów. Grali na przykład 1C, 2B, 3A, a granie tymi schematami powodowało, że musieli cały czas zachowywać się w szablonowy sposób. Mało było w tym indywidualności i przyjemności z samej gry. Jeżeli są wytrenowane szablony, to oni muszą się w nich poruszać, a wtedy nie ma miejsca na fantazję, tak żeby zrobić coś po swojemu, żeby zaszaleć na boisku. My natomiast we wczorajszym meczu nie mieliśmy takich schematów, nie mamy nic takiego wytrenowanego. Wydaje nam się, że mieliśmy większą radość z gry od rywali, mimo że oni robią to na co dzień na dużo wyższym poziomie.
Czyli można powiedzieć, że zagraliście nieco w stylu Brasiliany, z większą fantazją?
Wydaje mi się, że po naszej stronie ta fantazja i przyjemność z gry była trochę większa.
A to czasem jest ważniejsze niż sam wynik.
Oczywiście.
fot. Robert Romaniuk