Robert Jucha: To jest sport dla twardych chłopców, którzy z byle powodu nie rezygnują (Wywiad)

Robert Jucha: To jest sport dla twardych chłopców, którzy z byle powodu nie rezygnują (Wywiad)

W drugą niedzielę sierpnia po ponad miesięcznej przerwie do rywalizacji ligowej powrócą zawodnicy Speed Car Motor Lublin. Z trenerem KM Cross Lublin, Robertem Juchą porozmawialiśmy o tym, czy zespół stać na odniesienie jedenastego zwycięstwa w sezonie, czy trudno jest się dostać do szkółki żużlowej i co charakteryzuje młodych zawodników, którzy wybierają ten sport. Nie zabrakło także pytania o zdrowie Emila Peronia. Zapraszamy do lektury!

Karolina Szpringer – LUBSPORT.PL: Jest Pan wychowankiem Motoru Lublin. Ze względu na ilość sportowców, którzy uczyli się w szkółce żużlowej, początki mogły być trudne. Część takich osób ma kontakt z klubem do dziś. Jakie relacje panowały wtedy, kiedy mogła panować rywalizacja, a jakie panują teraz?

Robert Jucha (trener sekcji żużlowej KM Cross Lublin): Jeżeli chodzi o moje początki, to dużej rywalizacji nie było. W grupie, w której ja zaczynałem, było dużo chłopców, nawet około czterdziestu. Tak się jednak potoczyło, że z tej grupy zostałem tylko ja. Udało mi się zdać egzamin na licencję żużlową w Rybniku w 1986 roku. Przede mną byli tylko Dariusz Śledź (obecny trener Speed Car Motor Lublin – przyp. red.) i Piotr Więckowski (menadżer drużyny Speed Car Motor Lublin – przyp. red.), którzy teraz współpracują z klubem. Następnie doszli Marek Muszyński i Robert Szewczyk. Trafiłem na taki moment, w którym od razu zostałem rzucony w szereg rozgrywek ligowych, ponieważ w zespole nie było młodzieżowca. To na pewno dużo mi dało. Od początku mogłem startować ze starszymi, bardziej doświadczonymi kolegami i się od nich uczyć. Tak zdany egzamin to jest tylko przepustka do dalszej pracy, która polega na tym, aby iść za zawodnikami, jeździć coraz lepiej i im dorównywać.

Poza Lublinem jeździł Pan w Częstochowie i Krośnie. Który tor okazał się najlepszy? Gdzie była najlepsza atmosfera?

Przy wysokich wynikach atmosfera na ogół jest dobra. Nie miałem nigdy jakiegoś ulubionego toru albo toru nielubianego. Potrafiłem wszędzie pojechać i dobrze i źle. Wiadomo, że każdy tor jest inny, ale na każdym starałem się jeździć jak najlepiej. W Częstochowie w 1996 roku miałem bardzo dobry sezon, choć wiele punktów nie zdobywałem. Gwiazdą był Sławomir Drabik, z którym często występowałem w parze. Mogę stwierdzić, że moje pięć-sześć punktów, które zapisywałem na swoim koncie, zawsze okazywały się dobrym wsparciem dla drużyny. To była Ekstraklasa, tam nie było lekkich biegów, ale udawało się wygrywać z najlepszymi.

Kontuzja nabyta w Krośnie zadecydowała o końcu Pańskiej kariery?

Zgadza się. Przytrafił mi się mały upadek, po którym złamałem nogę. Długo wtedy dochodziłem do siebie. Miałem już trzydzieści lat i podjąłem decyzję o zakończeniu kariery. Przez kontuzję wypadłem ze sportu na dwa lata i właściwie przez to się na niego obraziłem.

W szkółce żużlowej pracuje Pan z młodymi chłopakami, u których charakter dopiero się kształtuje. Co ich cechuje?

To jest sport dla twardych chłopców, którzy z byle powodu nie rezygnują. Tu musi być chłopak z charakterem wojownika, pełen odwagi i ambicji. Jeżeli chce się dojść do celu, po prostu trzeba długo i ciężko pracować. Psychologiem nie jestem. Co w głowie zawodników siedzi, to nie zawsze można odgadnąć, ale widać, kiedy ktoś się mocno angażuje, czy podchodzi do czegoś zachowawczo. To są cechy indywidualne. Jeżeli ktoś nie posiada predyspozycji, a bardzo chce, to myślę, że jest w stanie wyrobić w sobie chęć walki.

Skoro poruszyliśmy temat szkółki, to co trzeba zrobić, aby się do niej dostać?

Wystarczy przyjść na trening z rodzicem, który podpisze zgodę na występ dziecka w szkółce żużlowej. W Lublinie jesteśmy w komfortowej sytuacji, bo cały sprzęt, wyposażenie i strój motocyklowy zapewnia klub. Chodzi o to, aby jak największa ilość chłopców mogła spróbować jazdy na motocyklu. Spośród większej ilości osób łatwiej jest wybrać tych, którzy mają do tego smykałkę i talent. Serdecznie zapraszamy do sprawdzenia się.

Czy wiek gra rolę?

Tak. Zapraszamy chłopców w wieku trzynastu lat, a najlepiej do piętnastego roku życia. Starsi już raczej odpadają. Mogę podać przykład Bartka Zmarzlika (zawodnik Cash Broker Stali Gorzów – przyp. red.), który w wieku osiemnastu lat już jeździł w zawodach cyklu Grand Prix. Im wcześniej rozpocznie się naukę jazdy na motocyklu żużlowym, tym lepiej.

Jak ocenia Pan jazdę swojego wychowanka Emila Peronia, który zaprezentował się już w lidze w zawodach młodzieżowych?

Chłopak jest bardzo ambitny i dobrze jeździ. Niestety przytrafiła mu się kontuzja (złamanie kości udowej – przyp. red.), co bardzo mnie zasmuciło. Jest to poważny uraz. Mam nadzieję, że bardzo szybko dojdzie do sprawności i już na wiosnę będzie jeździł w kolejnych zawodach. To, co ja obserwuję, to ciągły rozwój tego zawodnika. Emil z treningu na trening czy z zawodów na zawody jeździ coraz lepiej. Liczyłem, że w tym roku rozwinie skrzydła bardziej, niż to zrobił do tej pory. Myślałem, że w przyszłym roku zostanie naszym podstawowym juniorem, bo Oskar Bober kończy już wiek juniorski. Chciałbym, żeby Peroń był „czarnym koniem” pośród juniorów w Lublinie.

Przed nami ostatni mecz rundy zasadniczej. Z powodu kontuzji zabraknie w nim kapitana Speed Car Motor Lublin, Daniela Jeleniewskiego. Jak ocenia Pan szanse na poprawienie klubowego rekordu i jedenaste zwycięstwo w tym sezonie?

Dlaczego miałoby nam się nie udać? Mamy przecież braci Wiktora i Dawida Lampartów, Oskara Bobera, Sama Mastersa, Roberta Lamberta, Andreasa Jonssona i Pawła Miesiąca. To jest bardzo silny skład. Jedynie Daniel nam wypadł, bo Emil był trzecim juniorem, ale nie oznacza to, że mniej ważnym. Wydaje mi się, że będzie dobrze i uda się odnieść jedenaste zwycięstwo. Później zostanie już tylko faza play-off i wszystko zacznie się od nowa.

fot. Jakub Pecio (archiwum)