Podczas ostatniego meczu w Lublinie pomiędzy gospodarzami KMŻ Motor Lublin i gośćmi Wybrzeżem Gdańsk groźnemu upadkowi uległ Kamil Pulczyński, który został odwieziony do szpitala. Pierwsze doniesienia mówiły o tym, że lubelski żużlowiec złamał z przemieszczeniem biodro, ale badania wykazały mniejszy uraz i zawodnik może wrócić do rywalizacji wcześniej niż przypuszczano.
Po szczegółowych badaniach okazało się, że Kamil Pulczyński nie złamał z przemieszczeniem biodra, “tylko” zwichnął staw biodrowy. Wczoraj u zawodnika byli trener Jerzy Głogowski i prezes klubu – Andrzej Zając. – Nie powiem, żeby był on zadowolony, ale jest uśmiechnięty. Bogu dziękować, że nie ma żadnych złamań, jest to zwichnięcie stawu biodrowego. On jest pełen optymizmu i mówi, że jeżeli dobrze pójdzie, to wróci już na rundę play-offów – relacjonuje sternik lubelskiego klubu.
Jest mimo wszystko bardzo optymistyczny scenariusz. – Ja również podchodzę do tego z większym pesymizmem, ponieważ jest to jednak prawa strona, gdzie noga musi się mocno opierać na haku i na tyle na ile się znam na medycynie, to tego typu uraz potrafi się odnawiać – przyznaje Andrzej Zając.
Bez względu na to czy Kamil Pulczyński wróci do ścigania się dopiero w nowym sezonie, czy nieco wcześniej, klub musi poszukać dla niego zastępstwa na wcześniejsze mecze. W połowie lipca najprawdopodobniej odbędzie się dwudniowy trening dla kilku zawodników, zgłaszających chęć związania się z klubem, na którym szkoleniowiec zdecyduje, który z nich weźmie udział w wyjazdowym meczu z Polonią Piła.