To już jest koniec, nie ma już nic…

To już jest koniec, nie ma już nic…

“To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy iść. To już jest koniec, możemy iść,
Jesteśmy wolni, bo nie ma już nic” – śpiewają Elektryczne Gitary. Teraz tę popularną piosenkę mogą ze smutkiem zanucić sobie działacze i fani lubelskich “Koziołków”. Piosenkę, którą przywołuje się, gdy coś dobiegło końca. 20 stycznia KMŻ Motor Lublin ogłosił upadłość.

O fatalnej sytuacji “Koziołków” informowaliśmy na naszych łamach już od dłuższego czasu. Zadłużenie klubu, brak licencji i porozumienia z częścią zawodników, problemy z torem i wreszcie stanowisko Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Mimo wielu prób i starań prezesa Andrzeja Zająca – saga związana z przywróceniem KMŻ Motoru do rozgrywek ligowych dobiegła końca.

20 stycznia działacze KMŻ zwołali specjalną konferencję prasową w siedzibie Polskiego Związku Motorowego w Lublinie, po której poinformowali o ogłoszeniu upadłości. Władze klubu zakomunikowały, że czynnikiem decydującym o decyzji GKSŻ, która w specjalnie wystosowanym w tej sprawie komunikacie poinformowała, że nie wznowi postępowania licencyjnego dla „Koziołków”, był brak porozumienia z MOSiR-em w sprawie toru żużlowego oraz wynoszące blisko 20 000 złotych zadłużenie względem spółki. – Zwróciliśmy się do MOSiR-u o przygotowanie stosownej umowy. Otrzymaliśmy odpowiedź, że na dzień dzisiejszy stan techniczny nie spełnia warunków technicznych do uprawiania sportu żużlowego i nie ma pieniędzy na prace w tym zakresie. Brak tej umowy definitywnie pogrzebał nasze szanse na uzyskanie licencji na sezon 2016 – zaznaczał na konferencji Zając.

Zarząd tłumaczy zaistniałą sytuację brakiem odpowiedniej współpracy z MOSiR-em. Między klubem a spółką miało dochodzić do nieporozumień w kwestii organizacji meczów ligowych, a problemy zgłaszane przez KMŻ Motor miały być ignorowane. W tej sytuacji niemożliwa była organizacja turniejów, z których zysk miał być przeznaczony dla zawodników, którzy podpisali ugody z klubem. – W obecnej sytuacji podjęliśmy decyzję, że ogłoszenie upadłości będzie w tym wypadku najrozsądniejszym rozwiązaniem – przekonywał Andrzej Zając. Innym problemem, na który uwagę zwracali działacze, jest brak wsparcia ze strony miasta.

– Doszliśmy do porozumienia z zawodnikami, którzy chcieli dalej u nas jeździć. I co z tego? Na szczęście oni znaleźli sobie nowe kluby, ale my zostajemy z długiem. Jak mam spojrzeć w oczy tym chłopakom? – pytał retorycznie Zając.