Sezon Energa Basket Ligi Kobiet został przedwcześnie zakończony. Po rundzie zasadniczej Pszczółka Polski-Cukier AZS UMCS Lublin zajęła czwarte miejsce, ocierając się o podium. Podopieczne Krzysztofa Szewczyka były jedną z drużyn, które mocno postawiły się aktualnemu mistrzowi Polski, ekipie Arki Gdynia. Na parkiecie lubelskiemu zespołowi nie mogła pomóc Karolina Puss, która przed startem rozgrywek nabawiła się bardzo poważnej kontuzji kolana. Ze skrzydłową porozmawialiśmy na temat luki w jej karierze, chęci walki o medale i przyszłości. Zapraszamy do lektury!
Mateusz Bednarek – LUBSPORT.PL: Można powiedzieć, że obecny sezon Ci uciekł. Najpierw poważna kontuzja, później epidemia. Pamiętam, że za cel postawiłaś sobie powrót do gry na początku 2020 roku, ale w trakcie sezonu zasadniczego nie udało Ci się wystąpić. Gdyby nie było epidemii, to dałabyś radę zagrać w fazie play-off?
Karolina Puss: Nie chcę tutaj gdybać. Do fazy play-off nie doszło, a ja nie przeszłam oficjalnych badań, także ciężko to aktualnie stwierdzić.
Chyba nie jest łatwo siedzieć na ławce cały rok. To pierwsza taka sytuacja w Twojej karierze?
Nie, to moja kolejna kontuzja kolana, ale tak jak pan powiedział, nie jest łatwo. Zwłaszcza że to stało się przed oficjalnymi rozgrywkami, czyli w momencie, kiedy każda z nas stawiała sobie cele i wzajemnie „nakręcałyśmy” się na nadchodzący sezon.
Zróbmy mały eksperyment myślowy. Rozgrywki trwają i w pierwszej rundzie play-off mierzycie się z Polkowicami. Jaki byłby wynik?
3-2 dla Lublina.
Czy przed sezonem jakoś specjalnie nastawiałaś się na rywalizację z ówczesnym mistrzem Polski, zespołem CCC Polkowice? Jakby nie było, byłaś częścią “złotej” ekipy z Polkowic.
Nie, zupełnie o tym nie myślałam. Przed sezonem myślę o rozgrywkach jako całokształcie. Nie skupiam się na poszczególnych drużynach i jakichś „osobistych porachunkach”.
Jak z Twojej perspektywy wyglądały oba mecze z Arką Gdynia? Można było usłyszeć opinię, że byłyście najbliżej pokonania zespołu Gundarsa Vetry. Pytam, bo jestem ciekaw, czy Twoim zdaniem w fazie play-off miałyście szansę na sprawienie niespodzianki.
Myślę, że byłyśmy niewygodnym przeciwnikiem dla większości zespołów w lidze. Niestety w meczach z najlepszymi my – jako teoretycznie słabsza drużyna, nie możemy sobie pozwalać na błędy, na które czeka nasz rywal. Także uważam, że w tych spotkaniach decydowały małe szczegóły, bo serducha nam nie brakowało. Play-off to jest zupełnie inna część rozgrywek. Ciężko mi oceniać, co by się wydarzyło, ponieważ do meczów nie doszło i nie wiem, w jaki sposób grałyby poszczególne drużyny oraz jaką formę by zaprezentowały. Jedyne co mogę powiedzieć, to że u nas motywacja była duża i każda z nas chciała walczyć o medale.
Przyjechałaś do Lublina po zdobyciu mistrzostwa Polski i grze w Eurolidze. Ewentualne powtórzenie takiego wyniku już przed sezonem wydawało się bardzo trudnym zadaniem. Wywalczenie czwartego miejsca traktujesz jako sukces?
Gdy mówimy o sukcesach klubowych – tak. Natomiast jeśli o swoich osobistych to nie, ponieważ cały sezon walczyłam z kontuzją, więc w żaden sposób nie przyczyniłam się do wyniku zespołu. Traktuję to bardziej jako lukę w swojej karierze.
Czy projekt Pszczółka Polski-Cukier AZS UMCS Lublin w sezonie 2019/2020 wypalił?
Uważam, że tak, ale to pytanie powinno być skierowane do zarządu lub trenera.
Twój kontrakt z lubelską ekipą skończył się po sezonie 2019/2020. Zawodowy pobyt Karoliny Puss w Lublinie również dobiegł końca?
Sytuacja przez pandemię jest dla sportowców bardzo ciężka. Z Lublinem oficjalnie się nie pożegnałam. Myślę, że z chęcią zostałabym w zespole, jednak na razie każdy z nas żyje w zawieszeniu i czeka na oficjalne ruchy ze strony klubów.
fot. Michał Piłat (archiwum)